W Ameryce amerykańskie Jeepy nie budzą większych emocji – spotkać je można na każdym rogu ulicy. Inaczej jest z brytyjskimi Land Roverami, a zwłaszcza klasycznym Defenderem, który przez blisko ćwierć wieku nie był oferowany w oficjalnej sprzedaży, a za ocean trafiał wyłącznie w drodze prywatnego importu. Trudno więc dziwić się inicjatywie warsztatu Black Bridge Motors, który zaczął konstruować własne Defendery, ale w oparciu o podwozie… Wranglera.
Pomysł wydaje się karkołomny i ciut wynaturzony, ale skoro auta powstają, znać, że popyt jest. Black Bridge Motors posiada duże doświadczenie w odrestaurowywaniu klasycznych samochodów i unowocześnianiu ich, by spełniły wymagania współczesnego klienta. Tym razem Amerykanie poszli o krok dalej i zamiast odnawiać kolejnego Defa, postanowili wypuścić całą serię nowych aut marki Function, dokonując mariażu brytyjskiego i amerykańskiego DNA.
Jednym z benefitów jest większy niż w standardowym Defenderze 110 rozstaw osi – rama 4-drzwiowego Wranglera JK ma rozstaw 116 cali (294,7 cm), co docenią pasażerowie siedzący z tyłu, którzy mogą cieszyć się dodatkową przestrzenią na nogi. W zawieszeniu pracują amortyzatory Bilstein, a od kupującego (i jego portfela) zależy, czy wysokość pozostanie standardowa, czy zostanie zwiększona o 2 bądź 4 cale liftu. Kontrolę nad kołami sprawują hamulce Brembo – do wyboru: w wersji standardowej, rajdowej bądź Big Brake.
Nadwozie w całości wykonane jest z aluminium, gwarantując dużą sztywność, co ma znaczenie, bo pojazd w podstawowej wersji z założenia występuje jako pozbawione dachu cabrio. Klatka bezpieczeństwa to wyposażenie opcjonalne wycenione na blisko 8 tys. dolarów, a softtop (opinający rury klatki) oznacza dodatkowy wydatek 3,5 tys. dolarów.
Najciekawsze rzeczy dzieją się – jak to w Ameryce – pod maską. Functiony napędzane są w standardzie 6,2-litrową jednostką GM LS3 V8 o mocy 430 KM, która współpracuje z 6-biegową skrzynią automatyczną. Bardziej majętni mogą zażyczyć sobie motor LT4 V8, w którym z pojemności 6,2 l generowanych jest aż 650 KM (w tej wersji stosowany jest 8-biegowy automat). Iście europejskim „wymysłem” jest możliwość montażu 6-biegowej skrzyni manualnej.
Wnętrze maszyny pachnie oczywiście skórą i przyciąga wzrok sportowymi fotelami w przednim rzędzie, które mogą posiadać funkcję chłodzenia i grzania. Nowoczesny zestaw instrumentów pokładowych został przystosowany do współpracy z iPadem.
Ceny? Rodem z Ameryki, ale nie może być inaczej, skoro mowa o ręcznie budowanych pojazdach z limitowanej serii. Bazowy model kosztuje 145 tysięcy dolarów (czyli prawie trzy razy więcej niż Nowy Defender z salonu), a dużo lepiej doposażony Portofino Red - już 189 tys. dolarów.