Land Serwis ani myśli rozstawać się z klasycznym Defenderem, czego dowodem są niedawne narodziny projektu Defender Factory. To prawdziwy fenomen na tle innych firm tuningowych, które zaczynają się już żegnać z królem off-roadu. Specjalizujący się w przebudowie Land Roverów warsztat Chelsea Truck Company zaprezentował właśnie nową realizację Defendera pod wszystko mówiącym szyldem End Edition.
Nastroje w londyńskiej firmie są – jak widać – minorowe, o czym świadczy mocno funeralny obraz całego przedsięwzięcia. Land Rover Defender End Edition, któremu nie można odmówić elegancji i dużych możliwości terenowych, mógłby z powodzeniem znaleźć zatrudnienie w każdym zakładzie pogrzebowym... Pytanie jednak, czy ktoś będzie miał ochotę poruszać się nim na co dzień?
Projektanci na szczęście nie ograniczyli się tylko do pokrycia karoserii czarnym matem. Nadwozie zyskało liczne dodatki, począwszy od nowego grilla, poszerzonych błotników z wyraźnie zaznaczonymi wkrętami czy LED-owych świateł, a skończywszy na – przydatnych w jeździe terenowej – stalowym zderzaku i rurowych progach chroniących auto przed uszkodzeniami. Firma zadbała również o prywatność pasażerów, przyciemniając tylne szyby pojazdu. Efektu dopełniają dwie końcówki układu wydechowego wykonanego ze stali nierdzewnej oraz czarne felgi Mondial Retro Volcanic w rozmiarze 9x20, na które nałożono opony 275x55.
W środku jest... jeszcze smutniej, a to ze względu na wszechobecną tapicerkę skórzaną w wiadomym, żałobnym kolorze. Nawet sportowe fotele z funkcją ogrzewania, trójramienna kierownica, zegary z serii Churchill Time Clock, nawigacja satelitarna i dobry system audio (zapewne z Requiem Mozarta...) nie są w stanie rozbudzić optymizmu wśród podróżujących. Naprawdę wydaje się, że twórca auta w sposób nie do końca zamierzony sugeruje, iż wystarczyłoby wymontować 5 z 7 miejsc siedzących, by uzyskać w konsekwencji jedyny w swoim rodzaju karawan przeznaczony dla odchodzących z tego świata miłośników off-roadu.
Samochód powstał w oparciu o egzemplarz Defender 110 z 2016 roku legitymujący się przebiegiem 24 tys. km, w którym nie wprowadzano żadnych istotnych poprawek mechanicznych. Model End Edition wyceniony został na niebagatelne 95 tysięcy Euro, co niejednego zapewne przyprawi o zawał serca.