Po 23 latach nieobecności w Stanach Zjednoczonych Land Rover Defender powraca do amerykańskich salonów, ale nie w tej ilości, którą pierwotnie planowano. Ze względu na pandemię koronawirusa, która na wiele tygodni zatrzymała linie montażowe, liczba wyprodukowanych samochodów jest wciąż zbyt mała, by zaspokoić duże zainteresowanie klientów.
Defender ma pecha do Ameryki. Przez blisko ćwierć wieku jego klasyczna wersja trafiała do USA wyłącznie w drodze prywatnego importu, a gdy wreszcie jego następca otrzymał zielone światło na wyprawę za ocean, pandemia przerwała jego produkcję.
Fabryka w Nitrze na Słowacji, gdzie powstają Defendery, już wznowiła działalność, ale nie sposób by szybko nadrobiła 8-tygodniową przerwę, kiedy jej pracownicy pozostawali w domach. Zainteresowanie autem jest duże, o czym świadczą zamówienia, które spłynęły ze 100 krajów na całym świecie. Póki co – jak twierdzi fabryka - powstało już kilkaset egzemplarzy samochodu. W pierwszej kolejności trafią one do osób, które już za nie zapłaciły, lub znajdują się liście oczekujących. Zapotrzebowanie jest jednak znacznie większe – w samych Stanach Zjednoczonych Land Rover prowadzi 188 salonów dilerskich. Brytyjski producent deklaruje, że przed rozpoczęciem wakacji do każdego z nich dotrze przynajmniej jedna sztuka Defendera. Ale póki co problemem jest nawet przeprowadzenie jazd testowych – flota pojazdów demonstracyjnych miała w ostatnich miesiącach być przerzucana między poszczególnymi stanami, jednak i to przestało być możliwe wskutek wprowadzonych obostrzeń sanitarnych.
W USA samochód będzie dostępny tylko w dwóch wersjach silnikowych. Obok 2-litrowego, 4-cylindrowego benzyniaka o mocy 296 KM i momencie obrotowym 400 Nm oferowana będzie „miękka hybryda” z 3-litrową turbodoładowną rzędową szóstką pod maską charakteryzująca się mocą 395 KM i momentem obrotowym 551 Nm. Obie wersje będą dysponowały 8-biegową skrzynią automatyczną i napędem na wszystkie koła Ceny nowych Defenderów w USA startują z pułapu 50 tysięcy dolarów.